czwartek, 13 lipca 2017

Podróż do Wilna cz. I

Dziewięć miesięcy temu, z małym hakiem, tzw. rzutem na taśmę, w ostanim prześwicie między kolejnymi zrywami w robocie, wyruszyłem do Wilna, tuż przed rozpoczęciem roku akademickiego. Via Białystok. Powiem szczerze, że nie lubię tego określenia „podróż sentymentalna”. Bo w ogóle, tak jak moi litewscy przodkowie, nie lubię sentymentalizmu. Owszem jestem albo bywam sentymentalny. Ale z przekonania sentymentalizmu nie darzę zaufaniem. Tak więc nie była to podróż sentymentalna. Raczej podróż marzeń. W Szkole Nawigatorów źle się kojarzy pojęcie aspiracji, ale nie potrafię inaczej tego przedsięwzięcia opisać jak tylko jako podróż aspiracji. Była to również pielgrzymka. Nadto wyczyn sportowy.
Z Opola do Białegostoku kawał drogi. Kilka godzin za kółkiem. Po drodze nasza stolica duchowa, ze wspaniałym wyszynkiem w domu pielgrzyma i Msza św. przed świętym obliczem Królowej Polski. Trzy godziny dwupasmówką i stolica administracyjna. Sam przejazd przez Warszawę to ze dwie godziny. Autostrady wygodne, ale w sumie przerażające. Jechałem oczywista nieekonomicznie, bo inaczej nie umiem. W drodze powrotnej miałem potworne jakieś odczucia księżycowe na tych autostradach. Jeszcze trochę a zacząłbym gadać do opon tirów, które mijałem. Gdyby nie czas, wolałbym jechać przez wioski. Ale dojechałem. Wprost na Świętych Archaniołów i razem na imieniny bł. Ks. Michała Sopoćki, apostoła Bożego Miłosierdzia i spowiednika św. Faustyny Kowalskiej. Białystok miasto miłosierdzia, tak nazwał je poprzedni wielki dziedzic ewangelicznych apostołów w Białymstoku, Ks. Bp Stanisław Szymecki, miasto bł. Michała (co pięknie przedstawia ten dokument https://www.youtube.com/watch?v=k882OTKOyzo, wypowiedź Bp Szymeckiego w 6'42''). Jest nazwane miastem bł. Ks. Sopoćki nie tylko dlatego, że on tam mieszkał, ale również z powodu cudownego uratowania całego miasta przed katastrofą ekologiczną, mówiąc dokładniej przed wyciekiem chloru z 4 rosyjskich cystern kolejowych (w składzie 12 cystern), które wykoleiły się 9 marca 1989 roku o 2 w nocy, co ciekawe, opodal domu Sióstr Jezusa Miłosierniego na ul. Poleskiej, gdzie mieszkał w ostatnich latach swojego życia bł. Ks. Michał. Był on albowiem założycielem tego zgromadzenia i razem wykonawcą testamentu św. Faustyny, albo raczej wykonawcą woli samego Zbawiciela. Chlor nie wyciekł. Miasto ocalało. Kościół w Białymstoku przypisał ten szczęśliwy finał uprzedzającej interwencji Bożego Miłosierdzia i wstawiennictwu błogosławionego (szczegóły tutaj: http://sopocko.pl/artykuly/29-bialostocki-znak-milosierdzia-bozego/). W tamtym miejscu stoi teraz kamienny krzyż, pod którym kwiaty i świece są odświeżane przez okrągły roczek.
Białystok to również małe Wilno. Białystok, choć stolica Podlasia, w dwudziestoleciu międzywojenny należał do województwa wileńskiego. Zaś po wojnie, mała mieścina, niegdyś w połowie żydowska, nawet więcej niż w połowie, powstała z gruzów dzięki wygnańcom z Wilna i Litwy, by w końcu rozwinąć się do rozmiarów prawie 300-tysięcznej metropolii. Jest kilka miejsc w Białymstoku, które upamiętniają Wilno i Wilnian, ale czymś naprawdę wyjątkowym jest kościół Zmartwychwstania Pańskiego utrzymany w przepięknym stylu tzw. baroku wileńskiego, upamiętniający świątynię bazyliańską z Berezwecza k. Głębokiego na Białorusi, którą władze sowieckie zniszczyły całkowicie około 1970 r.,
http://www.ciekawepodlasie.pl/image/3989/Kosciol_pw_Zmartwychwstania_Panskiego.jpg
Rozgościłem się właśnie w domu Sióstr Jezusa Miłosiernego. Rzecz jasna, nie spadłem im jak grom z jasnego nieba. Swoją wizytę zapowiedziałem. Odwiedzałem ich tam nie pierwszy raz. Bardzo gościnną siostrę przełożoną Marię Kalinowską znałem jeszcze z moich wizyt w Gorzowie Wielkopolskim. Sam dom Sióstr Jezusa Miłosiernego jest naprawdę nie tylko miejscem historycznym, ale i urokliwym,
z małym muzeum, w którym siostry zebrały szereg przedmiotów codziennego użytku, osieroconych przez ich założyciela, binokle sutanna, kapelusz, nawet buty, maszyna do pisania, piękne, wileńskie, rzeźbione krzesła, takaż szafa, notatki błogosławionego, książki (http://www.faustyna.eu/oredzie_pl2a.htm). W drugim cała kolekcja pamiątkowych zdjęć.
Miałem również zaszczyt rozmowy z Ks. profesorem Tadeuszem Krahelem, historykiem diecezji wileńskiej, autorem kilku bardzo cennych książek na temat duchowieństwa litewskiego. Jego najnowsze wydane w tym roku monumentalne dzieło to Martyrologia polskiego duchowieństwa archidiecezji wileńskiej 1939-1945., monografia, jak ją określił magazyn wileński, jakiej jeszcze nie było. Niestety zmartwię was, państwo mili, bo jest ona już poza zasięgiem zwykłego czytelnika. Trzeba szukać po bibliotekach seminaryjnych.
Słuchałem jego świadectwa o Wilnie, o Białymstoku jako małym Wilnie, o martyrologii kresowych, kapłanów i kleryków z wileńszczyzny w czasie II Wojny Światowej, na temat obecnego stanu katolicyzmu litewskiego. Moje horyzonty znacznie się poszerzyły. Ks. Krahel mówi do mnie wprost: „Litwa, Wilno? Dla nas to nie jest zagranica. My tam jeździmy do siebie, na nasze stare miejsca. To nasz dom”.
Wieczorem uroczysta Eucharystia transmitowana przez Trwam, wspaniała homilia Bp Ciereszki, postulatora procesu Beatyfikacyjnego i procesja, marsz miłosierdzia ulicami Białegostoku, doskonale zorganizowany i zaplanowany, z udziałem duchownych, wiernych, wojska, młodzieży akademickiej, z inscenizacjami w wykonaniu młodych. Przeżycie duchowe niezwykłe, moc wspólnej modlitwy i obecność Króla Miłosierdzia pośród swoich poddanych. I razem przeżycie sportowe. Marsz kończy się w nocy. Nie czuję nóg. Na szczęście Białystok nie jest duży.
Wracam na kolację do Sióstr i tam z bardzo sympatyczną siostrą, która wróciła właśnie z misji w RPA. Słuchamy sobie rozmów niedokończonych i plotkujemy. Uszy mi rosną. RPA to kraj nieustannej wojny. Zasieki, mordy i rabunki na porządku dziennym, kraj bez miłosierdzia, gdzie nie można nawet swobodnie przejść się po mieście, zwłaszcza niewtajemniczonemu, bo grozić to może dosłownie śmiercią z rąk ochroniarzy albo lokalnych bojówkarzy, gdy niewtajemniczony za bardzo zbliży się do rewiru. Owoż i skutki herezji. Apartheid wyrósł bowiem wprost z kalwinizmu holenderskich Boerów, z tej naciąganej idei predestynacji, która służyła również jako usprawiedliwienie niewolnictwa i segregacji rasowej, jakoby czarni byli potomkami Kaina. Czarna skóra miałby być owym znamieniem, którym Bóg pokarał pierwszego zabójcę, ale w Piśmie Świętym znamię Kaina nie ma dokładnego opisu. To równie dobrze mogła być biała skóra, albo po prostu inne znamię na skórze. Nadto było przecież ono również ochroną dla Kaina przez mordem i wszelką przemocą. Zajrzyjcie państwo do Księgi rodzaju.
Świadomość, że my w Polsce, mimo tego naporu rynsztoku i wręcz zorganizowanej przestepczości, mamy zupełnie inną sytuację, wzbudził we mnie wielką wdzięczność. Jakie my mamy szczęście, że jest ta Polska, jej historia związana z historią Kościoła, że jest to Wilno z jego historią i św. Faustyna wraz ze swoim kierownikiem duchowym bł. Ks. Michałem.
c.d.n. wkrótce
P.s. Oczywiście Siostrę Marię jak i wszystkie Siostry z Białegostoku i Siostrę przybyłą z RPA, a także Bp Ciereszkę i Ks. Krahela serdecznie pozdrawiam, i dziękuję za gościnność. 

2 komentarze:

  1. Witam.
    Byłam rownież w Wilnie.
    Jednak po przeczytaniu tej części Pana opowiadania, ale juz widzę, że do takiej pielgrzymki trzeba się inaczej, mocnej przygotować.
    Czekam z zainteresiwaniem na dalszą część, bym mogła i tę swoją pielgrzymkę odświeżyć sobie i przeżyć jeszcze raz.
    Miłego dnia

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę. Ja w zasadzie pisząc to przeżywam swoją na nowo. Jest co przeżywać i smakować.

    OdpowiedzUsuń