poniedziałek, 24 lipca 2017

Podróż do Wilna II

Droga z Białegostoku do Wilna była bardzo przyjemna. Ja po prostu lubię te mazurskie pejzaże. Mieczysław Jałowiecki pisze, że Litwin - ma na myśli przede wszystkim Polaka żyjącego na Litwie zjednoczonej z Rzeczypospolitą, względnie Białorusina, być może i kownieńskiego Litwina – ma zawsze w podświadomości las. Chociaż ja siódma woda po Litwinach to jednak mazurskie wakacje i grzybobrania w lasach kujawskich zostawiły w mojej świadomość podobny imprint. Gdzieś na horyzoncie zawsze musi być las, puszcza, jakby drugi dom. Najpierw były podlaskie pola, soczyście zielone z tymi rozłożonymi po obu stronach drogi domkami. Ale zawsze z lasem w tle. Minąłem zjazd na Sokółkę oddając z odległości cześć cudownemu Sanctissimum z żywą tkanką Najświętszego Serca Zbawcy. I wjechałem w Augustowskie lasy. Jest tam chyba jedna tylko droga do Augustowa z Białegostoku i dalej na Litwę. I tam przez kilka kilometrów czy nawet kilkanaście po obu stronach drogi ciągnie się ten niesamowity świerkowy las, jakby relikt epoki polodowcowej, z tymi rozłożystymi świerkami, pod rosochami których zdaje się leśnemu wędrowcy, że znajdzie jakby naturalny szałas, przynajmniej schronienie przed wiatrem i deszczem.


Są też drogi proste jak oszczepem rzucił, które ciągną się kilometrami przez mazurskie pola, w wrześniu już zżęte, nakreślone apodyktyczną ręką carskiego urzędnika i posłusznie wydeptane przez chłopów pańszczyźnianych.
Potem było to dziwne przejście graniczne i to miasteczko z tą dwupasmówką jak boisko i puste niemal drogi litewskie. Znowu z polami i lasami albo w tle albo po obu stronach drogi.
Miejsce u Sióstr Jezusa Miłosiernego, sopoćkowych Faustynek, miałem już umówione wcześniej. Była to zresztą moja druga wizyta w Wilnie i razem u Sióstr. Ich dom wileński mieści się w domu, w którym mieściła się plebania kolejnej parafii, chyba drugiej, gdzie Bł. Michał Sopoćko pracował. Pierwsza była w Taboryszkach małej wioseczce obecnie blisko granicy litewsko-białoruskiej. O niej za chwilę.
Parafia, w plebanii której obecnie stacjonują Siostry Jezusa Miłosiernego, miała kościół pod wezwaniem Najświętszego Serca Zbawiciela, wspaniała barokowa świątynia, która niestety do tej pory nie została odrestaurowana po komunistycznym zniszczeniu.
Wezwanie Najświętszego Serca Zbawiciela łączy się z Siostrami Wizytkami i tam właśnie swój klasztor miały owe Siostry. Ks. Sopoćko był wówczas ich kierownikiem duchowym. W ich dawnym klasztorze mieście się obecnie Hospicjum im. Bł. Ks. Sopoćki. Miejsce ostatnich zmagań ludzi stojących na progu odejścia z tego świata. Prześwietnie zorganizowane z doskonałą i przesympatyczną obsługą. Otoczone modlitwą i empatią sióstr.
Osobą, która zawiaduje tym przedsięwzięciem jest S. Michaela Rak, która po całym świecie składa świadectwo Bożemu Miłosierdziu i kwestuje na rzecz tego hospicjum. Teraz planuje rozbudowę obecnego hospicjum o oddział dziecięcy. http://www.wilnoteka.lt/pl/artykul/s-michaela-rak-i-znowu-nie-majac-nic-powiedzialam-quottakquot
Ofiara na wsparcie tego hospicjum jest celem jak najbardziej godnym. Podaję tu konto ze strony http://www.faustyna.eu/hospicjum-wilno.htm:
Nordea Bank Finland Plc Lietuvos
Kod Banku:21400
BIC, SWIFT kod: NDEALT2X
LT 832140030002856355 LTL
LT 232140030002856368 EUR
LT 392140030002856371 USD
LT 762140030002856384 PLN
W klasztorze Sióstr Jezusa Miłosiernego ich kaplica znajduje się w pokoju, gdzie swoją pracownię miał Eugeniusz Kazimirowski. Jego właśnie, zanim otrzymał zlecenia na obraz Jezu, ufam Tobie, Ks. Michał przygarnął do siebie. Dał mu miejsce do mieszkania i pracy. Skąd go znał, nie wiem. Ale wybór Kazimirowskiego na wykonawcę tego wspaniałego obrazu nie był przypadkowy. Nie tylko z powodu przyjaźni. Siostry w owym czasie urządziły na trawniku, tuż obok wejścia do swego klasztoru, wystawę reprodukcji Kazimirowskiego pod chmurką. Cała galeria dostępna w sieci. Mamy tu malarza nietuzinkowego, świetnego portrecistę i ciekawego pejzażystę
Miałem ledwie dwa dni czasu na Wilno i głównym moim celem były Taboryszki. Dojechałem tam zrobiłem kilka zdjęć tego dość dużego starożytnego, drewnianego kościoła. I widać że zadbanego. Do środka nie weszłem, bo osoba, która miała mnie wpuścić, nie dojechała z Wilna. Ale weszłem na dziedziniec. Obeszłem go do okooła i obcykałem. Zdjęcia tu podane nie są moje. Są ogólnie dostępne w internecie.

Nawdychałem tej atmosfery litewskiej wsi i ku mojemu zdziwieniu, prawie tuż przed odjazdem, na bramie znalazłem ogłoszenia parafialne w języku polskim. W polskim języku ogłoszenia parafialne na „litewskiej” Litwie. Bez komentarzy.
Wybaczcie mi zmysłową przyziemność, ale Litwa to dla mnie też smak potraw, którymi zajadałem się w domu moich dziadków, przede wszystkim chłodnik litewski i kołduny. Chołodźca litewskiego nigdy nie jadłem, ale jakaś namiastką było w moim dzieciństwie zsiadłe mleko z ziemniakami, koperkiem i świeżym ogórkiem. Chołodziec albowiem to wędliny podane właśnie ze zsiadłym mlekiem, ziemniaki też mogą być. No cóż, nie potrafię oddać w piśmie tego niepowtarzalnego smaku chłodnika, zawsze też innego zależnie od kucharza. Jedyne, co mogę powiedzieć to to, że jest potrawa królewska.
W końcu Wilno to dla mnie również starówka wileńska z jego niepowtarzalnymi świątyniami w owym odlotowym zupełnie stylu wileńskiego baroku, zwłaszcza ze świątynią św. Piotra i Pawła (kontemplacja w sieci), św. Anny, dla odmiany gotyckiej wykonanej prawdopodobnie przez mistrza gdańskiego i sanktuarium Miłosierdzia Bożego w małej acz zgrabnej kaplicy w sercu starówki.
Ostra Brama i ikona Matki Bożej Miłosierdzia oraz ikona Jezusa Miłosiernego namalowana mistrzowską dłonią pana Kazimirowskiego to osobny temat na ostatnią III część tego cyklu.
c.d.n.















czwartek, 13 lipca 2017

Podróż do Wilna cz. I

Dziewięć miesięcy temu, z małym hakiem, tzw. rzutem na taśmę, w ostanim prześwicie między kolejnymi zrywami w robocie, wyruszyłem do Wilna, tuż przed rozpoczęciem roku akademickiego. Via Białystok. Powiem szczerze, że nie lubię tego określenia „podróż sentymentalna”. Bo w ogóle, tak jak moi litewscy przodkowie, nie lubię sentymentalizmu. Owszem jestem albo bywam sentymentalny. Ale z przekonania sentymentalizmu nie darzę zaufaniem. Tak więc nie była to podróż sentymentalna. Raczej podróż marzeń. W Szkole Nawigatorów źle się kojarzy pojęcie aspiracji, ale nie potrafię inaczej tego przedsięwzięcia opisać jak tylko jako podróż aspiracji. Była to również pielgrzymka. Nadto wyczyn sportowy.
Z Opola do Białegostoku kawał drogi. Kilka godzin za kółkiem. Po drodze nasza stolica duchowa, ze wspaniałym wyszynkiem w domu pielgrzyma i Msza św. przed świętym obliczem Królowej Polski. Trzy godziny dwupasmówką i stolica administracyjna. Sam przejazd przez Warszawę to ze dwie godziny. Autostrady wygodne, ale w sumie przerażające. Jechałem oczywista nieekonomicznie, bo inaczej nie umiem. W drodze powrotnej miałem potworne jakieś odczucia księżycowe na tych autostradach. Jeszcze trochę a zacząłbym gadać do opon tirów, które mijałem. Gdyby nie czas, wolałbym jechać przez wioski. Ale dojechałem. Wprost na Świętych Archaniołów i razem na imieniny bł. Ks. Michała Sopoćki, apostoła Bożego Miłosierdzia i spowiednika św. Faustyny Kowalskiej. Białystok miasto miłosierdzia, tak nazwał je poprzedni wielki dziedzic ewangelicznych apostołów w Białymstoku, Ks. Bp Stanisław Szymecki, miasto bł. Michała (co pięknie przedstawia ten dokument https://www.youtube.com/watch?v=k882OTKOyzo, wypowiedź Bp Szymeckiego w 6'42''). Jest nazwane miastem bł. Ks. Sopoćki nie tylko dlatego, że on tam mieszkał, ale również z powodu cudownego uratowania całego miasta przed katastrofą ekologiczną, mówiąc dokładniej przed wyciekiem chloru z 4 rosyjskich cystern kolejowych (w składzie 12 cystern), które wykoleiły się 9 marca 1989 roku o 2 w nocy, co ciekawe, opodal domu Sióstr Jezusa Miłosierniego na ul. Poleskiej, gdzie mieszkał w ostatnich latach swojego życia bł. Ks. Michał. Był on albowiem założycielem tego zgromadzenia i razem wykonawcą testamentu św. Faustyny, albo raczej wykonawcą woli samego Zbawiciela. Chlor nie wyciekł. Miasto ocalało. Kościół w Białymstoku przypisał ten szczęśliwy finał uprzedzającej interwencji Bożego Miłosierdzia i wstawiennictwu błogosławionego (szczegóły tutaj: http://sopocko.pl/artykuly/29-bialostocki-znak-milosierdzia-bozego/). W tamtym miejscu stoi teraz kamienny krzyż, pod którym kwiaty i świece są odświeżane przez okrągły roczek.
Białystok to również małe Wilno. Białystok, choć stolica Podlasia, w dwudziestoleciu międzywojenny należał do województwa wileńskiego. Zaś po wojnie, mała mieścina, niegdyś w połowie żydowska, nawet więcej niż w połowie, powstała z gruzów dzięki wygnańcom z Wilna i Litwy, by w końcu rozwinąć się do rozmiarów prawie 300-tysięcznej metropolii. Jest kilka miejsc w Białymstoku, które upamiętniają Wilno i Wilnian, ale czymś naprawdę wyjątkowym jest kościół Zmartwychwstania Pańskiego utrzymany w przepięknym stylu tzw. baroku wileńskiego, upamiętniający świątynię bazyliańską z Berezwecza k. Głębokiego na Białorusi, którą władze sowieckie zniszczyły całkowicie około 1970 r.,
http://www.ciekawepodlasie.pl/image/3989/Kosciol_pw_Zmartwychwstania_Panskiego.jpg
Rozgościłem się właśnie w domu Sióstr Jezusa Miłosiernego. Rzecz jasna, nie spadłem im jak grom z jasnego nieba. Swoją wizytę zapowiedziałem. Odwiedzałem ich tam nie pierwszy raz. Bardzo gościnną siostrę przełożoną Marię Kalinowską znałem jeszcze z moich wizyt w Gorzowie Wielkopolskim. Sam dom Sióstr Jezusa Miłosiernego jest naprawdę nie tylko miejscem historycznym, ale i urokliwym,
z małym muzeum, w którym siostry zebrały szereg przedmiotów codziennego użytku, osieroconych przez ich założyciela, binokle sutanna, kapelusz, nawet buty, maszyna do pisania, piękne, wileńskie, rzeźbione krzesła, takaż szafa, notatki błogosławionego, książki (http://www.faustyna.eu/oredzie_pl2a.htm). W drugim cała kolekcja pamiątkowych zdjęć.
Miałem również zaszczyt rozmowy z Ks. profesorem Tadeuszem Krahelem, historykiem diecezji wileńskiej, autorem kilku bardzo cennych książek na temat duchowieństwa litewskiego. Jego najnowsze wydane w tym roku monumentalne dzieło to Martyrologia polskiego duchowieństwa archidiecezji wileńskiej 1939-1945., monografia, jak ją określił magazyn wileński, jakiej jeszcze nie było. Niestety zmartwię was, państwo mili, bo jest ona już poza zasięgiem zwykłego czytelnika. Trzeba szukać po bibliotekach seminaryjnych.
Słuchałem jego świadectwa o Wilnie, o Białymstoku jako małym Wilnie, o martyrologii kresowych, kapłanów i kleryków z wileńszczyzny w czasie II Wojny Światowej, na temat obecnego stanu katolicyzmu litewskiego. Moje horyzonty znacznie się poszerzyły. Ks. Krahel mówi do mnie wprost: „Litwa, Wilno? Dla nas to nie jest zagranica. My tam jeździmy do siebie, na nasze stare miejsca. To nasz dom”.
Wieczorem uroczysta Eucharystia transmitowana przez Trwam, wspaniała homilia Bp Ciereszki, postulatora procesu Beatyfikacyjnego i procesja, marsz miłosierdzia ulicami Białegostoku, doskonale zorganizowany i zaplanowany, z udziałem duchownych, wiernych, wojska, młodzieży akademickiej, z inscenizacjami w wykonaniu młodych. Przeżycie duchowe niezwykłe, moc wspólnej modlitwy i obecność Króla Miłosierdzia pośród swoich poddanych. I razem przeżycie sportowe. Marsz kończy się w nocy. Nie czuję nóg. Na szczęście Białystok nie jest duży.
Wracam na kolację do Sióstr i tam z bardzo sympatyczną siostrą, która wróciła właśnie z misji w RPA. Słuchamy sobie rozmów niedokończonych i plotkujemy. Uszy mi rosną. RPA to kraj nieustannej wojny. Zasieki, mordy i rabunki na porządku dziennym, kraj bez miłosierdzia, gdzie nie można nawet swobodnie przejść się po mieście, zwłaszcza niewtajemniczonemu, bo grozić to może dosłownie śmiercią z rąk ochroniarzy albo lokalnych bojówkarzy, gdy niewtajemniczony za bardzo zbliży się do rewiru. Owoż i skutki herezji. Apartheid wyrósł bowiem wprost z kalwinizmu holenderskich Boerów, z tej naciąganej idei predestynacji, która służyła również jako usprawiedliwienie niewolnictwa i segregacji rasowej, jakoby czarni byli potomkami Kaina. Czarna skóra miałby być owym znamieniem, którym Bóg pokarał pierwszego zabójcę, ale w Piśmie Świętym znamię Kaina nie ma dokładnego opisu. To równie dobrze mogła być biała skóra, albo po prostu inne znamię na skórze. Nadto było przecież ono również ochroną dla Kaina przez mordem i wszelką przemocą. Zajrzyjcie państwo do Księgi rodzaju.
Świadomość, że my w Polsce, mimo tego naporu rynsztoku i wręcz zorganizowanej przestepczości, mamy zupełnie inną sytuację, wzbudził we mnie wielką wdzięczność. Jakie my mamy szczęście, że jest ta Polska, jej historia związana z historią Kościoła, że jest to Wilno z jego historią i św. Faustyna wraz ze swoim kierownikiem duchowym bł. Ks. Michałem.
c.d.n. wkrótce
P.s. Oczywiście Siostrę Marię jak i wszystkie Siostry z Białegostoku i Siostrę przybyłą z RPA, a także Bp Ciereszkę i Ks. Krahela serdecznie pozdrawiam, i dziękuję za gościnność.